strony

czwartek, 25 grudnia 2014

Ciasto marchewkowe, najlepszy przepis.


Wesołych Świąt! Przepis na ciasto w Boże Narodzenie prawdopodobnie nikomu się nie przyda, bo przecież wszyscy już wczoraj rozpoczęli festiwal jedzenia. Ale dla mnie to dobra okazja, żeby wreszcie na spokojnie coś napisać na blogu, więc jeśli po Świętach (lub za rok) dopadnie Was ochota na pyszne, korzenne ciasto, koniecznie wypróbujcie ten przepis.


Kiedyś ciasto z marchewką dziwiło prawie każdego, komu o nim wspominałam. Dzisiaj nie dziwią nawet ciasta z burakiem, cukinią czy awokado, a marchewkowe to już standard.

wtorek, 7 października 2014

Placki z cukinii.

Krótko i zwięźle: lubię placki. Dlatego dzielę się przepisem na mój dzisiejszy obiad, czyli na ultraproste i niezbyt fotogeniczne placki z cukinii. Dodatkowym powodem jest fakt, że nie chcę zupełnie zaniedbać bloga, a niestety ostatnio trochę mniej mnie interesuje pisanie o jedzeniu i fotografowanie posiłków. Obecnie zaprzątają mi głowę tylko znieczulenia przewodowe i zakres unerwienia nerwu językowego. Niemniej postaram się czasem tu zaglądać, zwłaszcza, gdy upiekę super ciasto (w planach jest wciąż marchewkowe, moje ulubione) albo gdy powstanie jakaś genialna zupa czy pasta do chleba.  


dla dwóch głodomorów
  • 2 średniej wielkości cukinie (czyli ok. pół kg)
  • 2 jajka
  • mąka- u mnie ok. 3/4 szklanki, można mniej
  • pół szklanki płatków owsianych
  • 1 mała cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • zioła (np. prowansalskie)
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia


  • Cukinie umyć i zetrzeć na grubych oczkach (nie obierać!). Odlać sok.
  • Dodać jajka, mąkę, płatki owsiane, pokrojoną (drobno!) cebulkę i starty/wyciśnięty czosnek. Doprawić. Ciasto powinno mieć dość gęstą konsystencję. Im więcej mąki dodacie, tym placki będą twardsze i łatwiej będzie je smażyć (ja lubię twarde i chrupiące, ale jeśli wolicie delikatne i mięciutkie, nie przesadzajcie z mąką: dodajcie jej trochę mniej)
  • Smażyć placuszki w dużej ilości oleju aż będą rumiane i odsączyć na ręczniku papierowym.
  • Placki są pycha z sosem: jogurt+koperek+sól+pieprz. Smacznego!


niedziela, 14 września 2014

Krem z kukurydzy.

Straszny grzech, zrobiłam krem z kukurydzy z puszki, akurat gdy trwa na nią sezon. Z drugiej strony świeże kolby najlepiej jest po prostu ugotować i pochłonąć z solą i masłem; żal byłoby miksować je na zupę. 


Przepisem na krem z kukurydzy rozpoczynam okres jesiennych zup; nic o tej porze roku nie smakuje lepiej niż wrześniowa dyniowa, cebulowa albo właśnie taka kukurydziana. Rozgrzewające i bardzo sycące jedzenie, doprawione korzennymi przyprawami.  Proste i pyszne.

czwartek, 28 sierpnia 2014

Kotleciki z kalafiora.

Nie będę dużo pisać. Te kotlety po prostu trzeba zrobić.
Szybsze i prostsze w obsłudze niż te z soczewicy. 
No, genialne.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Ogórkowa pasta z cieciorki.

Dostałam w genach słabość do ogórków kiszonych. Latem powstają u nas w domu ogromne ich ilości- w słoikach na zimę i w dużym słoju do pochłaniania na bieżąco. Gdy dorobię się własnej spiżarni, sama będę kisić ogórki- to jedyny rodzaj przetworów, co do których nie mam wątpliwości, że warto robić je w domu. 

piątek, 15 sierpnia 2014

Szarlotka z kaszą manną.

Zaczyna się sezon na moje ulubione jabłka: pachnące, najpyszniejsze celesty, pirosy, kruche genewy, kwaśne antonówki. 
Pani Eliza Mórawska swoją książkę "O jabłkach" rozpoczęła słowami: kocham jabłka miłością absolutną. Tak właśnie mogłabym zacząć ten wpis-  to bezsprzecznie moje ulubione owoce, mogłabym jeść ich kilogramy. Nie muszę robić nikomu na złość, żeby pochłaniać mnóstwo jabłek, dlatego nie piszę o nich z okazji akcji #jedzjabłka. Bardziej z mojej ogromnej radości, że zaczyna się jabłkowy sezon; postanowiłam więc upiec najpyszniejszą szarlotkę na świecie. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Bliny gryczane.


Moja Babcia smażyła czasem bliny na piątkowe obiady, mówiąc, że to danie kuchni kresowej. Czyli dla mnie jest to trochę kulinarne dziedzictwo, bo moja rodzina pochodzi głównie z rejonów Wileńszczyzny. I drugi wniosek jest taki, że to potrawa nie tylko rosyjska, więc nie mieszajmy się w geografię i politykę.

niedziela, 20 lipca 2014

Kokosowa tapioka z musem mango.

Kulki tapioki kojarzyły mi się kiedyś tylko z bubble tea. Ale za sprawą poznańskiego Wypasu poznałam deser, który na zawsze zmienił moje podejście do granulatu z manioku. Drobne perełki tapioki, gotowane w mleczku kokosowym, z musem mango na wierzchu; trochę egzotyczne i zaskakujące, bo w strukturze przypominają kawior, a trochę taki powrót do dzieciństwa- delikatne i kleiste jak ryż na mleku albo kaszka. Prawdę mówiąc, najbardziej smakuje mi ten aksamitny mus. Zdecydowanie nie wolno próbować go przed nałożeniem na tapiokę, bo nic nie zostanie. Jest doskonały; wydaje mi się, że mango zyskuje dodatkowych walorów smakowych po spotkaniu z blenderem.


Sowa mnie zaskoczył, gdy po pierwszej łyżeczce deseru z naszej ulubionej knajpy na Jeżycach uznał, że jest największym fanem tapioki i że mógłby ją jeść codziennie. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko kupić worek tych perełek, dobrej jakości mleczko kokosowe (zawsze sprawdzam, czy w składzie jest coś więcej niż tylko kokos i woda) i spróbować odtworzyć ten przysmak. Może się komuś wydawać, że tapioka jest trudno dostępna albo droga. Ja zamawiałam ją za kilka złotych w internecie, ale widziałam ją też w tej samej cenie w sklepach ze zdrowym jedzeniem, a nawet w jednym z toruńskich supermarketów. Sekretem tego deseru jest sok z limonki- myślę, że nie warto zastępować jej cytryną, bo ma zupełnie inny charakter.


środa, 16 lipca 2014

Jagodzianki.

Jest tylko jedno takie danie, które bezwarunkowo musi zawierać jagody, żeby zasłużyć na swoją nazwę. Zjedzenie pysznej jagodzianki latem to dla mnie  obowiązek; ważniejszy, niż pączek w tłusty czwartek czy faworki w karnawale. Te rumiane, owalne bułeczki, z mnóstwem jagodowego nadzienia, kojarzą mi się z wakacjami nad morzem (mimo tego, że pochodzą z Mazowsza). Przywołują na myśl małe, duszne cukierenki, gdzie osy próbują dopaść wszystkie wypieki leżące dumnie na ladzie. 


Miałam zawsze jeden problem z kształtem jagodzianek- trzeba zjeść mnóstwo buły, żeby móc się przez chwilę nacieszyć smakiem jagód, brudzących język na fioletowo. Strasznie to mi się wydawało niesprawiedliwe, zwłaszcza, kiedy chciało się podzielić tym przysmakiem z drugą osobą. Gdy przecięło się taką jagodziankę na pół, komuś przypadała często tylko namiastka nadzienia, które prawie w całości kryło się w drugiej połowie. 


Dlatego te domowe jagodzianki-zawijasy są dla mnie formą idealną. Każdy kęs ma smak jagód, ale zrównoważony delikatnym i puszystym drożdżowym ciastem. Do tego cukier puder z góry. Nie za słodko, bardzo jagodowo. Lipcowo, wakacyjnie, beztrosko.

niedziela, 13 lipca 2014

Tarta z kremem jaglanym i owocami na migdałowo- daktylowym spodzie.

Martynie od dawna należało się coś słodkiego bez pieczenia. Oli obiecałam przepis na coś z jagodami.  Ja uwielbiam kaszę jaglaną i szukam kolejnych jej zastosowań. Do tego Sowa właśnie przyjechał. Czyli generalnie zrobienie tej tarty było sprawą oczywistą.


Zawsze, gdy wrzucam tu coś słodkiego, zachwalam, jakie to pyszne, jakie to proste. Tym razem nie będę się zbędnie rozpisywać. Napiszę tylko, że koniecznie musicie przekonać się sami, jak smakuje taka tarta, a odechce się Wam wałkować i piec zwykłe, na kruchym spodzie. Teraz będzie rzeczą jasną jak słońce, że w szufladzie zawsze będą czekać migdały i suszone daktyle, na wypadek, gdyby naszła mnie ochota na ciasto, a odpalanie piekarnika byłoby niemożliwe z powodu upału. 
Ciasto bez pieczenia, bez jajek, bez mąki, bez nabiału. 

czwartek, 10 lipca 2014

Testaroli al pesto.

Nie, nie jadłam tego nigdy we Włoszech. Nawet nie słyszałam nazwy tej potrawy. Dowiedziałam się o niej, bo pojawiła się w śródeckim Raju. Więc zgłębiłam temat, jaki zrobić te ni to placki, ni to kluchy. I zdradzę Wam, co odkryłam: że to danie to pochwała prostoty. Potrzebne są 4 składniki: mąka, woda, sól i olej. 


Testaroli pochodzą z regionu Lunigiana, czyli generalnie bardzo odizolowanych terenów Toskanii, tuż przy granicy z Ligurią. Dawniej było to proste pożywienie dla wiejskiej ludności. Teraz jest to pysze danie, podawane najczęściej z bazyliowym pesto.

niedziela, 6 lipca 2014

Najlepsze, co może przytrafić się marchewce.

No dobra, żartuję. Każdy wie, że najlepsze, co może przytrafić się marchewce, to ciasto marchewkowe. Ale w obiadowym wydaniu, marchewka z korzennymi przyprawami i rodzynkami (zupełnie jak w moim ulubionym cieście), w towarzystwie kaszy jaglanej, pora i nasion słonecznika - to jeden z moich ulubionych zestawów.
Kiedyś było już coś podobnego na blogu, ale bardziej czosnkowo-ziołowe, a mniej słodkie. A moim małym zdankiem, to jest jeszcze lepsze i z kaszą może uchodzić za pełnoprawny obiad.



 
  • 4-5 marchewek
  • 1 por (jaśniejsza połowa)
  • 3/4 szklanki kaszy jaglanej lub bulgur
  • 1 ząbek czosnku
  • duża garść rodzynek
  • duża garść pestek słonecznika
  • przyprawy: kurkuma, mielony kumin, imbir, suszona mielona kolendra, cynamon, pieprz (lub prościej: mieszanka curry)
  • olej z pestek winogron do smażenia
  • pietruszka lub kolendra do posypania

  • Kaszę ugotować w 1,5 szklanki osolonej wody, z dodatkiem odrobiny tłuszczu.
  • Marchewkę umyć, obrać i zetrzeć na grubych oczkach tarki.
  • Jasną część pora umyć i pokroić w półplasterki (ciemne liście zostawić na zupę).
  • Na patelni rozgrzać olej, wrzucić pora, pestki słonecznika, starty ząbek czosnku, przyprawy. Gdy por się lekko zeszkli, dodać marchewkę. Dusić parę minut, na koniec dodać rodzynki. Wymieszać z kaszą. Pyszny obiad gotowy!


sobota, 5 lipca 2014

Strucla z domową konfiturą z czerwonej porzeczki.

W lipcu łatwo jest przesadzić z ilością owoców kupionych na rynku. Zwłaszcza w tegorocznym sezonie- wydaje mi się, że jakoś szybciej pojawiły się rarytasy, które zawsze kojarzyłam bardziej ze schyłkiem lata (chyba nigdy wcześniej nie było tyle malin w lipcu, a porzeczki pojawiły się już w czerwcu!) Wystarczy 5 minut spędzone między straganami, żeby zapach rozgrzanych w słońcu owoców wzbudził ogromną chęć pochłonięcia tego wszystkiego. Nagle w domu pojawiają się kilogramy agrestu, porzeczek, czereśni, malin i truskawek, które trudno jest przejeść. I wtedy warto zrobić dżem albo konfiturę. Nie koniecznie taką na zimę, zapasteryzowaną, do słoików. Taką do zjedzenia od razu, a najlepiej jako nadzienie do pysznej, drożdżowej strucli.



Moja strucla to trochę oszustwo. Wyglądają efektownie, jakby ktoś się napracował. Smakuje wyśmienicie. A prawda jest taka, że jest banalna w przygotowaniu. Wystarczy wszystko ładnie zwinąć i gotowe!


Jest tylko jeden, ogromny problem z taką struclą. Jeśli nie ma się towarzystwa do jedzenia, to żaden rozsądek, sumienie, chęć dobrego prezentowania się w bikini ani jakiekolwiek inne pobudki nie będą w stanie powstrzymać Was przed zjedzeniem połowy ciasta od razu.

Wiem o tym z własnego doświadczenia.

piątek, 4 lipca 2014

Pasta z zielonej soczewicy i suszonych pomidorów.

Kiedy zrobiliśmy tę pastę z Sową za pierwszym razem, ogarnęła nas zupełna gastronomiczna głupawka. Zniknął nawet ostatni kawałek zeschłego chleba, bo postanowiliśmy oszczędzić trochę świeżego pieczywa na śniadanie.  Wyjadaliśmy ją po prostu łyżką, prosto z garnka, w którym powstała.


A wszystko dzięki temu, że mój przyjaciel Patryk zainspirował mnie swoją pastą z suszonych pomidorów i cieciorki. Wcinaliśmy ją ze znajomymi na wolnym powietrzu i zachwycaliśmy się jej smakiem (moim zdaniem wygrała nawet z obłędnie dobrym  masłem orzechowym, miksowanym przez Patryka!).

środa, 2 lipca 2014

Tabbouleh z awokado.

Słyszeliście kiedyś o arabskiej sałatce tabbouleh? 


Kiedyś pewnie bym nawet jej nie spróbowała, bo unikałam natki pietruszki jak ognia; a kuskus, natka i cytryna to nieodłączne składniki tej potrawy. Jednak stała się sprawa niesłychana! Do listy rzeczy, które zasmakowały mi w ciągu ostatnich paru lat (suszone pomidory, czarne oliwki, ogórki konserwowe, nasiona kolendry) dołącza właśnie natka, czyli chyba najzdrowsze zielsko świata. W mojej wersji pojawiło się awokado, czyli Liban i Meksyk znalazły się nagle jakoś bliżej siebie.
Składniki przewidziane są dla dwóch osób (chociaż ja pewnie dałabym radę pochłonąć wszystko w pojedynkę), więc jak chcecie przygotować taką sałatkę na imprezę, to dodajcie więcej kaszy.

  • 1 duży pomidor lub 2 mniejsze
  • 1 dojrzałe awokado
  • pół szklanki suchej kaszy kuskus
  • garść pestek dyni
  • poszatkowany szczypiorek, natka pietruszki (nie cały pęczek, tylko kilka gałązek)
  • sok z połowy cytryny
  • sól, pieprz




  • Pokroić pomidora (zawsze najpierw zalewam wrzątkiem i obieram, ale może być ze skórką) i awokado.
  • Kuskus wsypać do miski, dodać dużą szczyptę soli i zalać wrzątkiem tak, żeby poziom wody był centymetr ponad kaszą. Po paru minutach wrzucić kaszę na sitko i i przepłukać zimną wodą, żeby ostygła.
  • Poszatkować wszystkie zioła.
  • W dużej misce wymieszać wszystkie składniki, dodać pestki dyni, sok z cytryny, doprawić solą i pieprzem.
Smacznego!

środa, 25 czerwca 2014

Kotleciki z czerwonej soczewicy i kaszy jaglanej.

Nie umiem gotować tylko dla siebie. Kompletnie mi się nie chce, nie mam motywacji, nie potrafię tak dobrać proporcji, żeby nie naprodukować ogromnej ilości jedzenia, którą potem będę przejadać kilka dni. Ale co innego, gdy nagle dorwę się do garów dwa dni przed egzaminem.


A chodzi o nie byle jaki egzamin, tylko najprawdopodobniej najgorszy ze wszystkich dotychczasowych. Cały rok sobie powtarzałam, że przecież "skoro zdałam na pierwszym roku biofizykę, to już każdy inny przedmiot zdam" i "przecież farmakologia nie jest taka trudna i nie będzie wcale strasznie". 

piątek, 13 czerwca 2014

Ciasto drożdżowe z ananasem, budyniem z mleczka kokosowego i kokosową kruszonką.

Gruba warstwa masła na wypieku z pszennej mąki.
Rzecz przeklęta przez kardiologów, gastroenterologów, diabetologów, dietetyków, osobistych trenerów. 



Wczoraj zobaczyłam w internecie okładkę TIME i ten artykuł i uśmiechnęłam się pod nosem. W Stanach, gdzie ogromnym problemem społecznym jest zespół metaboliczny, ludzie nagle odkryli, że przez wiele lat niepotrzebnie ograniczali spożycie tłuszczu? Doniesienia "amerykańskich naukowców" jak zwykle skłaniają do refleksji...
Gdy mam w domu ciemny chleb z milionem nasion, nie wpadnę na pomysł, żeby posmarować kromkę ogromną ilością masła. Nic jednak nie poradzę na to, że pasuje mi ogromnie na pszennym, białym pieczywie i cieście drożdżowym. Jestem raczej chudziakiem i mogę od czasu do czasu pozwolić sobie na odrobinę rozpusty. A przecież jeśli coś mi bardzo smakuje, to znaczy, że jest dla mnie dobre! Kawałek drożdżowego ciasta (o zgrozo, jeszcze ciepłego, podobno tak też nie wolno!) to najlepsza rzecz pod słońcem.

środa, 11 czerwca 2014

Stir-fry z kalarepą.

Totalnie się nie znam na kuchni azjatyckiej. Aż wstyd, bo nie potrafię identyfikować większości charakterystycznych dla danego państwa potraw czy składników. Wpisuję się tym niestety w bardzo popularne i ograniczone pojmowanie orientu, gdzie kuchnia japońska to tylko sushi, a chińska- nudle i sajgonki. Chciałabym odbyć wiele podróży po Azji, które nauczyłyby mnie rozróżniać ramen od zupy pho, pak choi od kapusty pekińskiej, pierożki dim sum od wonton. Krążą gdzieś po mojej głowie te nazwy i próbowane kiedyś smaki (w europejskim wydaniu, w tanich knajpach eat-as-much-as-you-can w Londynie), ale to nie zmienia faktu, że jestem kompletnym laikiem. I jako laik, robiąc „chińskie”, mam wrażenie, że mieszam mały kawałek Azji z Europą i tworzę coś, do czego żadna kultura wschodu by się nie przyznała. Jak dla mnie najlepsze "chińskie" robi mój Tata, który często pół niedzieli spędza krojąc składniki w słupki, następnie partiami smaży wszystko w woku. Ten smak chrupiących warzyw i kiełków, nasiąkniętego lekko pikantnym sosem makaronu ryżowego albo fasolowego to moje ulubione skojarzenie z orientalnym jedzeniem.


Lubię mimo wszystko się oszukiwać, że gdzieś na ślepo, po omacku, trafiam w niektóre smaki i aromaty. I dlatego nie wstydzę się nazwać mojego wegańskiego stir-fry z kalarepą "azjatyckim", bez względu na to, jak ogromne to nadużycie. Spełnia główne trzy kryteria: jest szybkie, proste i pyszne, z chrupiącymi warzywami i sezamem. Wybrałam kalarepę, ponieważ teraz jest na nią najlepszy moment- jest lekko słodkawa i soczysta. Koniecznie kupcie taką z młodymi liśćmi- jak najbardziej są jadalne i bardzo smaczne.



poniedziałek, 9 czerwca 2014

O zakalcach (i przepis na bazyliowe gâteau au yaourt).

Zawsze mnie fascynowały zasady, którymi trzeba się kierować, gdy piecze się ciasta. "Mieszaj masę tylko w jedną stronę", "mieszaj osobno suche składniki, osobno mokre" i wiele innych.  Gdy kilka lat temu nie rozumiałam, dlaczego musi być tak, a nie inaczej, wydawało mi się, że to po prostu jakieś rytuały, magia, którą panie domu od lat odprawiają, bo wierzą, że dzięki temu ciasto się uda. Ale sama napiekłam tyle zakalców, że dochodzę do wniosku: coś w tym jest. A jest w tym sporo praw fizyki. Chciałabym dokładnie zrozumieć mechanizm procesów, które zachodzą od momentu wymieszania składników do wyjęcia gotowego ciasta z piekarnika, ale z drugiej strony- żeby wypieki się udawały wystarczy tylko dokładność i odrobina doświadczenia.




Ja muszę popracować przede wszystkim nad dokładnością. Odkąd prowadzę bloga, wyprodukowałam już 3 pyszne zakalce. I za każdym razem miałam pewną teorię na temat tego, co poszło nie tak. Pierwszy z nich- wegański bananowiec, być może byłby idealny, gdyby nie to, że o proszku do pieczenia przypomniałam sobie, gdy część już trafiła do formy (oczywiście wymieszałam całość znowu w misce, ale najwyraźniej nie uratowało to ciasta).



sobota, 7 czerwca 2014

Paszteciki z twarożkiem: miętowo-czosnkowe i z suszonymi pomidorami

Babciny pasztecik, zazwyczaj wersja ze szpinakiem lub pieczarkowa, to najlepsza przekąska na podróż, imprezę czy piknik. Na moje osiemnaste urodziny Babcia naprodukowała ich chyba tysiące. Kiedyś, przed jakąś domówką, zadzwoniłam do niej i spytałam o przepis. Dostałam najbardziej szczegółowe wskazówki odnośnie składników i wykonania. Oczywiście mój prototyp był wzorowany na ulubionych szpinakowych, ale każde kolejne podejście było już pretekstem do eksperymentowania. Właściwie bazuję zwykle na twarożkowym farszu i zmieniam tylko dodatki: był łosoś, były suszone pomidory, przyszedł czas na miętę z czosnkiem. Zazwyczaj za jednym zamachem przygotowuję dwa rodzaje, żeby było ciekawiej. Tak też zrobiłam tym razem.



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Chili sin carne w tortillach i sos miętowy.


Kolejny szybki obiad, który uwielbiam. 
Chili sin carne, czyli chili bez mięsa.
Do tego kupne tortille- albo nie czytajmy ich składu, albo ich nie kupujmy i róbmy sami- ja postanowiłam nie czytać, bo czasami się przydają i mimo wszystko bardzo mi smakują. Fakt, zrobienie pszennych chlebków typu pita albo usmażenie naleśników to nie żadna wielka filozofia, ale jednak wymaga to ogarnięcia dodatkowej patelni na palniku, a to się nie sprawdza, gdy mamy mało czasu.



Wszystko brzmi całkiem elegancko, a tak naprawdę jest to tani, studencki. trochę obciachowy obiad. Wahałam się, czy jest się czym chwalić na blogu. Chwalić pewnie nie, ale podrzucać pomysł na banalnie proste i dobre jedzenie- można.
Szybkie, nie znowu błyskawiczne, bo trzeba się zająć pieczarkami. Są osoby, które młodych i ładnych nie obierają; ja do nich niestety nie należę (osób, nie pieczarek). Z podanych proporcji można nakarmić 2 głodne osoby, ale jeśli jecie sami, możecie drugiego dnia zjeść sam farsz np. z ryżem. W sklepach łatwiej jest dostać duże (w sensie- zwykłe, ok. 400g) puszki fasolki i kukurydzy, więc albo zużyjecie pół, albo możecie poszukać najmniejszych puszek (212g). Albo zaszaleć, zrobić z całych dużych puszek i zaprosić znajomych!


  • 1 paczka pszennych placków typu tortilla (4 sztuki)
  • 1 mała puszka fasolki (212g)
  • 1 mała puszka kukurydzy (212g)
  • 1 cebula
  • kilkanaście pieczarek
  • 1 duży pomidor
  • 2 łyżki przecieru paprykowego (lub 2 łyżeczki suszonej słodkiej papryki).
  • suszona kolendra, majeranek, kumin, (albo jak u mnie: 18 ziół ojca Mateusza), sól, pieprz, odrobina chili

    Sos miętowy:
  • 2 łyżki jogurtu
  • 1 łyżeczka majonezu
  • posiekane liście mięty
  • 1 mały ząbek czosnku
  • pieprz
  • Obrać, umyć i pokroić pieczarki w plasterki. Pokroić cebulę w kostkę lub piórka. Sparzyć pomidora, obrać ze skórki i podzielić na pół: jedna część trafi pokrojona do ciepłego farszu, drugą proponuję zostawić surową. 
  • Rozgrzać olej na patelni, wrzucić cebulę, gdy się zeszkli dodać pieczarki, posolić i podlać odrobiną wody. Dusić aż zmiękną i woda odparuje. Dodać przecier paprykowy (lub suszoną paprykę), kukurydzę, fasolkę, połowę pomidora. Przyprawić.
  • Sos miętowy: wymieszać wszystkie składniki z posiekaną miętą i startym czosnkiem.
  • Placki odgrzać zgodnie z instrukcją na opakowaniu. 
  • Zajadać wszystko w ulubiony sposób. Smacznego!

sobota, 31 maja 2014

Zapiekanka z bakłażanów, kaszy jaglanej i soczewicy.

Chodziłam w tym roku na fakultet "kuchnie różnych narodów z uwzględnieniem lokalnych tradycji i obyczajów". Za 1 ECTS przez 3 dni uczyliśmy się o kawach, herbatach, winach, polskich produktach regionalnych i kuchniach świata. I tam usłyszałam o greckim daniu, zwanym musaką. Trochę jak włoska lasagna, ale zamiast makaronu- plastry bakłażana. Brzmiało pysznie, więc postanowiłam ten pomysł wykorzystać i zrobić wegetariańską zapiekankę, w której kasza jaglana i zielona soczewica stanowią pyszne zastępstwo dla mielonego mięsa. 


czwartek, 29 maja 2014

Drożdżówki z truskawkami (bez jaj).


Sowa często przynosi dla mnie drożdżówki ze śliwką albo z kruszonką na drugie śniadanie. Zawsze bardzo mi miło, gdy widzę czekającą na mnie w kuchni papierową torbę z Zagrodniczej czy od Kurasiaka. Ale nawet najlepsze sklepowe nie dorównują tym domowym. Dzisiaj drożdżówki z truskawkami i pyszną, cynamonową kruszonką. Skorzystałam z wegańskiego przepisu, żeby nie dodawać jaj (bo po prostu nie miałam) ale użyłam masła i mleka krowiego. Oryginał tutaj.



wtorek, 27 maja 2014

O warzywach, owocach i kwiatach (z targowiska) + niezłe ziółka na balkonie



Rynek z warzywami, owocami i kwiatami to miejsce, gdzie tracę rozum. Kiedyś przynajmniej raz w tygodniu chodziłam z Mamą w charakterze pomocnika na rynek "na Nowickiego" (ulicy dawno zmieniono nazwę, a o rynku mówi się tak do dziś). Była to dla mnie ogromna atrakcja i zawsze obiecywałam sobie, że na studiach będę kontynuować ten zwyczaj. W Poznaniu targowisk jest pod dostatkiem: Rynek Łazarski i Jeżycki to moje dwa ulubione.

niedziela, 25 maja 2014

Tarta różana z jabłkami i rabarbarem (dla Mamy).


Nie umiem się ustosunkować do róż.
Takie czerwone z kwiaciarni, przyozdobione wstążkami, zdecydowanie do mnie nie przemawiają. Ale już gdy rosną w ogrodzie czy w parku- zachwycają. Dzikie róże kwitnące wzdłuż półwyspu helskiego to chyba jeden z piękniejszych widoków w Polsce. Zresztą są równie piękne gdy wydają wielkie, czerwone owoce. Moje ulubione to chyba jednak takie małe różyczki, najlepiej, gdy między kwiatami widać jeszcze pąki.

Dla antycznych Greków róża była symbolem Afrodyty, bogini miłości. Jako reprezentacja szczęścia i miłości przeniknęła do naszej kultury, pozostawiając po sobie zwrot "mieć życie usłane różami", la vie en rose, czyli życie beztroskie. Dodatkowo chyba każdy kolor róży ma przypisane znaczenie, jednak takie rzeczy w ogóle mnie nie interesują; skoro jakiś kwiat mi się podoba, nie będę przecież zaprzątać sobie głowy, że to np. symbol zazdrości czy fałszu. 
Smak przetworów różanych bardzo mi pasuje. Ale już zapach kosmetyków i perfum trochę mnie drażni. Tak to już jest z tymi różami; trudno mi jednoznacznie powiedzieć, czy je lubię, czy nie.

czwartek, 22 maja 2014

Razowe bułeczki (błyskawiczne).

Nic mi w życiu tak nie wychodzi, jak drożdżowe wypieki.
Taka deklaracja być może zakrawa o megalomanię, ale z drugiej strony: szczerze kocham domowe pieczywo i słodkie drożdżówki, więc najwyraźniej jest to miłość odwzajemniona. Piekłam już różne bułeczki, rogaliki, kajzery, chałkę, ale nigdy wcześniej nie brałam się za bułki z mąką razową.






środa, 21 maja 2014

Zupa botwinka.


Nie lubię określenia "zupa botwinkowa". Prawdę mówiąc nigdy w domu go nie słyszałam, natomiast w internecie pojawia się wielokrotnie. Moja zupa to zupa botwinka. Do niedawna myślałam, że z botwinki można zrobić tylko 2 rzeczy: zupę na ciepło albo chłodnik. A jest przecież mnóstwo możliwości! Chciałabym wypróbować więcej przepisów, póki sezon trwa.  Być może pojawią się na blogu wegańskie gołąbki i pesto z botwinki.


Zaskakujące, że to dopiero pierwsza zupa tutaj. Uwielbiam zupy, w-s-z-y-s-t-k-i-e (no, nie bardzo pasuje mi pieczarkowa, ale może jeszcze nie spróbowałam takiej, która by mi odpowiadała?). A botwinka i barszcz ukraiński są u mnie bardzo wysoko na liście ulubionych zup (i dań w ogóle).