Przyszła pora na mój ulubiony posiłek w ciągu dnia.
Placuszki z ricottą, pycha na śniadanie. Powstały z braku chleba w domu i z potrzeby zużycia reszty ricotty. My jedliśmy je z mascarpone i dżemem mojej Babci, ale pyszne byłyby na przykład z masłem orzechowym albo z owocami (jak tylko pojawią się polskie truskawki na Rynku Jeżyckim, z pewnością znowu pojawią się na blogu jakieś placuszki- może następnym razem owsiane).
Z przepisu wychodzi sporo placków, najedzą się nimi nawet 4 osoby. Jeśli gotujecie sami, lub nie chcecie spędzić 15 minut rano przy patelni, możecie zmniejszyć ilość składników o połowę (oczywiście zostając nadal przy jednym jajku). Gęstość masy zależy od ilości mąki i mleka, więc możecie poeksperymentować z proporcjami. Jakkolwiek byście nie kombinowali, obiecuję, że placuszki wyjdą pyszne.
Składniki:
- 2 szklanki mąki
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki cukru
- szczypta soli
- 1 i 1/4 szklanki mleka
- ok. pół opakowania serka ricotta (czyli ok. 125g, bo pudełeczko ma zazwyczaj 250g)
- 1 jajko
- 3 łyżki oleju
Przygotowanie
Do dużej miski przesiać mąkę, dodać proszek do pieczenia, cukier i sól.
Do suchych składników wlać szklankę mleka, następnie w 1/4 szklanki mleka rozprowadzić ricottę. Przelać do masy, dodać jajko i olej. Dobrze wymieszać.
Na dużej patelni rozprowadzić odrobinę masła lub oleju i dobrze rozgrzać (ale na niewielkim ogniu- musi być równomiernie i dobrze rozgrzana, ale nie zbyt gorąca, żeby placki się nie przypalały). Nakładać łyżką placuszki i smażyć ok. 2,5 minuty z każdej strony, aż się ładnie zrumienią.
Smacznego!
Aż zatęskniłam za placuszkami z ricotty <3 Absolutnie muszę je zrobić! Witam serdecznie w mojej ricottowej akcji :)
OdpowiedzUsuńJakby autorka bloga wyczuła, że od dwóch dni się zastanawiam, na co zużyć resztę ricotty, która została po daniu z bakłażana :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie też wyglądały sprawy w mojej lodówce :) Nic nie może się zmarnować!
UsuńCieszę się, że próbowałaś makaron z bakłażanem, mam nadzieję, że smakował :)
Placuszki zjedzone o choć prosiły się o syrop klonowy, niczym amerykańskie pankejki, to najlepiej wypadały same. Makaron smakował, choć fanką makaronów generalnie nie jestem. Ale to dopiero początek! W tej chwili przymierzam się do pasty z nasion słonecznika (coż za pomysł!) i jaglanego brownie, które już kiedyś piekłam, ale bez podpiwka, więc to pewnie nie to samo. Co do samego bloga - gratuluję pomysłu i odwagi :) Osobiście uwielbiam blogi kulinarne (inni siedzą na fejsie, a ja planuję obiady i desery na najbliższy miesiąc) a jak to ktoś znajomy prowadzi, to już w ogóle rewelacja. Czekam na kolejne wpisy
Usuń