strony

środa, 30 kwietnia 2014

Brownie jaglane z podpiwkiem, mascarpone i fistaszkami.


To jest objawienie.
Piszę zupełnie poważnie. Od dziś mogłabym w ogóle wyrzec się mącznych ciast na rzecz wypieków z kaszy jaglanej.

W wegańskiej kuchni już dawno odkryto, że z kasz można przygotować desery, budynie, kremy, placki, burgery. Wystarczy trochę wyobraźni i powstaje mnóstwo genialnych przepisów, moim zdaniem lepszych od wersji tradycyjnej- mącznej lub mięsnej, bo zdrowszych i smaczniejszych. Serio, to brownie pasuje mi o wiele bardziej niż zwykłe, mączne. Jest bardzo mokre, delikatne, puszyste. No i chyba nie może się nie udać.




poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Waniliowy sernik z malinami.

Uwielbiam serniki.
Dla mnie to sernik powinien być ciastem, które piecze się, żeby coś uczcić. Nie tort. Nie warstwy tłustego kremu, tylko pyszna, puszysta masa serowa.

Przy tym serniku można bez wyrzutów sumienia pomyśleć, że przecież to twaróg i jajka, czyli zdrowo. Nie ma spodu, polewy, ton cukru. Między innymi dlatego spodobał mi się ten przepis- bo to taki sernikowy minimalizm, odrzucenie zbędnych dodatków. Bez rodzynek, które i tak wszyscy próbują wydłubywać. Waniliowa masa serowa jest na tyle pyszna, że broni się sama, a maliny świetnie dopełniają jej smak.






Ciasto to piekłam na Wielkanoc, kiedy jeszcze pomysł założenia bloga nie chodził mi nawet po głowie. Zdjęcia miały więc na celu głównie udokumentowanie świątecznego stołu i niestety, nie zachwycają. Żałuję, że nie sfotografowałam ani jednego kawałka ciasta- w masie serowej widoczne były czarne kropeczki, czyli ziarna wanilii.
Kusi mnie, żeby upiec kiedyś sernik w kąpieli wodnej- tego nigdy nie robiłam, a podejrzewam, że byłby jeszcze lepszy. Taki pieczony na parze sernik jest podobno delikatniejszy i bardziej równomiernie się piecze, dodatkowo pozostaje jasny i kremowy na górze (czyli ładniej wygląda).
Obiecuję, że następnym razem właśnie taki zaprezentuję na blogu.

Ten sernik powstał z wymieszania dwóch przepisów, oba z Kwestii Smaku.

Kilka Złotych Zasad, których nie wolno złamać podczas pieczenia sernika:
  • Wszystkie składniki należy wyjąć z lodówki kilka godzin wcześniej, żeby ogrzały się do temperatury pokojowej. Na każdym blogu się o tym pisze, ale nie zawsze z uzasadnieniem. A sprawa jest dość prosta. Gdy mieszamy ciasto, dostaje się tam powietrze. Jeśli masa jest zimna i trafi do piekarnika, następuje bardzo gwałtowne jej ogrzanie. I pęcherzyki rosną. Dlatego sernik (ale też każde inne ciasto z jajkami, np. biszkopt) zaczyna pękać, a potem opada. A właśnie tego nie chcemy!
  • Ser i jajka powinno się miksować na jak najmniejszych obrotach i jak najkrócej. Jeśli do masy przed upieczeniem dostanie się dużo bąbelków powietrza, stanie się to samo, co w punkcie poprzednim- szybko zwiększą swoją objętość i ciasto pęknie, a potem po ostudzeniu opadnie. 
  • Dodatkowo przed włożeniem blachy do piekarnika trochę nią stukam (ostrożnie!) o blat, żeby  największe bąble mogły się z niej wydostać.
  • Ten sernik bardzo długo się piecze. Początkowo w temperaturze 175 stopni, następnie w 120 stopniach. Łączny czas pieczenia to 2 godziny.
  • Najlepiej, jeśli po upieczeniu wyłączymy grzanie, odczekamy, następnie uchylimy drzwiczki piekarnika i damy ciastu ostygnąć. Dopiero wtedy można je wyjąć.
  • Sernik nie jest najlepszy na ciepło. Powinien postać przez noc w lodówce.


Składniki

  • 1 kg twarogu tłustego dwukrotnie zmielonego w maszynce (ja mieliłam sama, bo miałam pyszny twaróg, ale tak bardzo tego nie lubię robić, że myślę, że następnym razem użyję zmielonego twarogu na sernik z kubeczka)
  • 1 szklanka cukru
  • 3 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 5 jajek z wolnego wybiegu 
  • 1/2 szklanki śmietanki kremówki (30 lub 36%)
  • 3 łyżeczki ekstraktu z wanilii i jedna torebka cukru waniliowego z prawdziwą wanilią (warto zainwestować te kilka złotych więcej i nie kupować cukru wani-lino-wego); można oczywiście zastąpić cukier ziarenkami z 1 laski wanilii.
  • mrożone maliny, ok. 150 g (w sezonie mogą być oczywiście świeże) + 2 łyżki cukru


Przygotowanie

  • Najpierw proponuję przygotować mus malinowy: maliny przegotować i ostudzić, następnie zmiksować przy pomocy blendera na mus. Dodać cukier (akurat na moją ilość malin były to 2 czubate łyżki, ale trzeba tu kierować się własnym smakiem). Jeśli przeszkadzają nam nasionka, można przecedzić mus przez sitko z małymi oczkami, ale moim zdaniem bez tych nasionek maliny to już nie to samo.
  • Przygotować tortownicę o średnicy 21- 23 cm (ja piekłam w większej i ciasto wyszło dość płaskie); boki wysmarować masłem, spód wyłożyć papierem do pieczenia, wypuszczonym na zewnątrz obręczy formy.
  • Piekarnik rozgrzać do 175 stopni.
  • Do miksera włożyć uprzednio zmielony ser, wsypać cukier i mąkę ziemniaczaną. Mieszać na średnich obrotach, aż masa będzie gładka. Należy pamiętać o serze, który zostaje wypchnięty przez siłę odśrodkową na ścianki miksera- co jakiś czas należy ściągać je szpatułką, aby proces zachodził równomiernie.
  • Zmniejszyć obroty i dodawać po jednym jajku (polecam najpierw wbijać każde jajko do miski- żal byłoby zmarnować tyle sera zepsutym jajkiem), między każdym kolejnym jajkiem miksować masę ok. 30 sekund. 
  • Dodać kremówkę, esencję waniliową i cukier waniliowy, wymieszać.
  • Masę przelać do przygotowanej formy, następnie nałożyć łyżeczką na ser duże kropki z musu malinowego. Kropki te łączyć patyczkiem, żeby powstały esy-floresy. (Polecam filmik)
  • Formę wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 stopni, na środkowe piętro. Po piętnastu minutach zmniejszyć temperaturę do 120 stopni i dalej piec przez 1 godzinę 45 minut. (łączny czas pieczenia: 2 godziny)
  • Sernik należy studzić stopniowo: nie otwierać drzwiczek przez pierwsze 15 minut po wyłączeniu piekarnika, następnie stopniowo uchylać drzwiczki przez kolejny kwadrans. Po tym czasie wyjąć, całkowicie wystudzić, zdjąć obręcz tortownicy i wstawić sernik do lodówki bez przykrycia. Chłodzić minimum 8 godzin, najlepiej całą noc.

Smacznego!



sobota, 26 kwietnia 2014

Pasta alla Norma, czyli makaron w sosie pomidorowym z ricottą i bakłażanem.

To danie odkryłam w warszawskim Bordo, gdy kilka tygodni temu spędzałam w stolicy cudowny weekend z przyjaciółką. Było świetne- makaron w bardzo aromatycznym, delikatnie pikantnym sosie, z jędrnymi kawałkami bakłażana. Postanowiłam jak najwierniej odtworzyć ten przepis, ponieważ uwielbiam makarony na wszystkie sposoby, a zwłaszcza, jeśli sos jest treściwy, ale nie bardzo tłusty. Wydaje mi się, że moja kopia jest równie pyszna.


Jest to jedno z niewielu dań, które smakuje mi w wersji pikantnej (chociaż moje "pikantne" i tak jest bardzo łagodne) ale jeśli ktoś ma jeszcze wrażliwsze podniebienie niż ja, może dać bardzo mało lub w ogóle pominąć ostrą paprykę.

Bakłażan to podobno silny afrodyzjak i tym właśnie właściwościom zawdzięcza swoją drugą nazwę- gruszka miłości. Myślę, że warzywo to można albo uwielbiać, albo zupełnie nie tolerować. Tym daniem udało mi się przekonać do niego najbardziej zagorzałego bakłażanowego przeciwnika.

Składniki na Pasta alla Norma dla 3 osób 

  • ok. 250 g makaronu tortiglioni lub penne
  • 1 niewielki bakłażan
  • 1 duża cebula
  • 1 duży ząbek czosnku
  • 100 g (pół słoiczka) koncentratu pomidorowego
  • 1 duża łyżka ricotty 
  • woda z gotowania makaronu do rozrzedzenia sosu
  • przyprawy i zioła: tymianek, oregano, bazylia, gałka muszkatołowa, suszona ostra papryka lub pieprz cayenne, pieprz, sól
  • oliwa z oliwek






Przygotowanie:
  • Bakłażana przekroić na pół, następnie w kostkę o boku ok. 1,5 cm. Następnie wrzucić go na durszlak i posolić. Odstawić na 15 minut, aż puści sok i straci goryczkę. Pod żadnym pozorem nie sprawdzać, jak smakuje- zawiera tę samą substancję co surowe ziemniaki, więc przed obróbką termiczną może nieźle zaszkodzić. 
  • W międzyczasie pokroić cebulkę w kostkę, zetrzeć czosnek na tarce lub poszatkować
  • Zagotować osoloną wodę ("ma być słona jak Morze Śródziemne") i wrzucić makaron. Pilnować czasu podanego na opakowaniu, aby pozostał al dente!
  • Po kwadransie dokładnie opłukać bakłażana pod zimną wodą, żeby pozbyć się soli i gorzkiego soku.
  • Na rozgrzaną na dużej patelni oliwę wrzucić cebulkę, czosnek i bakłażana. Na tym etapie dodatkowo podlewam bakłażana odrobiną oliwy, ponieważ bardziej mi smakuje, gdy wchłonie więcej tłuszczu. Dodać przyprawy (zioła, odrobinę startej gałki muszkatołowej i ćwierć łyżeczki ostrej papryki, sól i pieprz)  i podsmażyć na małym ogniu.
  • Gdy makaron się ugotuje, odlać go na durszlak, ale koniecznie tak, aby część wody (ok. 0,5l) odlać do innego naczynia. (ew. można nabrać potrzebną jej ilość z garnka tuż przed odlaniem makaronu). Woda z makaronu to bardzo cenny składnik, który dodaję do sosu.
  • Do bakłażana na patelni dodać trochę odlanej wody, aby jeszcze parę minut się poddusił. Następnie zmniejszyć ogień, dodać koncentrat pomidorowy i ricottę. Rozprowadzić w kolejnej porcji wody do takiej konsystencji, jaka na nam odpowiada.
  • Sos pogotować jeszcze parę chwil, cały czas mieszając, żeby ricotta się dobrze rozprowadziła.




Ja przed podaniem dodaję jeszcze świeże zioła: tymianek, oregano i bazylię, ale jeśli nie mamy ich pod ręką, to można też posypać danie gotową mieszanką suszonych ziół prowansalskich i np. parmezanem lub innym tartym twardym serem (Grana Padano, Pecorino)


Smacznego!

wtorek, 22 kwietnia 2014

No. 1, czyli słowo wstępu.


Blog kulinarny. 

Moje wieloletnie marzenie, którego dotąd nie miałam odwagi spełnić.

Po co kolejny blog kulinarny w sieci, skoro powstało ich mnóstwo na każdy temat,o każdej kuchni? Kto w ogóle chciałby to czytać? Przecież moje zdjęcia jedzenia są kiepskiej jakości, talentu pisarskiego też mi brakuje. Gotuję proste rzeczy, które nie wymagają przepisów, albo i tak robię wszystko "na oko". Dlatego w tym momencie deklaruję, że nie zamierzam zostać blogerką z prawdziwego zdarzenia.



Ten blog jest przede wszystkim dla mnie.* Ma być mobilizacją do gotowania. Moją własną księgą z przepisami, które najbardziej lubię. Ma mi dawać możliwość szybkiego i wygodnego dzielenia się nimi z każdym, kto tego zapragnie. Ma być miejscem, gdzie mogę rozpisywać się o moich gastronomicznych fascynacjach, jak również frustracjach, że w dzisiejszych czasach najłatwiej zjeść zlepek konserwantów i polepszaczy. Wreszcie ma dać mi szansę, żeby być z siebie dumna, że robię dobre rzeczy dla siebie i innych, zwłaszcza, że przez gotowanie okazuję swoje uczucia. Lubię karmić bliskich.


Co będzie się tu pojawiać (w różnych proporcjach)?

  • szybkie w przygotowaniu obiady
  • śniadania (mój ulubiony posiłek, dla mnie wszystkie kolejne mogłyby nie istnieć)
  • mało słodkie słodkości: głównie serniki, owocowo-warzywne desery i ciasta, dużo drożdżowych wypieków
  • domowe pieczywo: chleby na zakwasie, bułki
  • dużo orzechów, nasion, zbóż
  • kwiaty, rośliny, świeże zioła
  • kawy i herbaty, bo jestem ich maniakiem
  • włoskie smaki, bo ta kuchnia jest zdecydowanie moją ulubioną (i w tym temacie pojawi się pewnie parę niezdrowych, rozpustnych bomb węglowodanowych)
  • lokalne i sezonowe produkty 



Czego tu nie znajdziecie?
  • mięsa (nie jestem wegetarianką; mięso jem bardzo rzadko i niechętnie)
  • tortów bezowych, kremów, zasmażek, pączków

*Tak naprawdę liczę na miliony odwiedzin i fanów.

Dam z siebie wszystko.
M.