strony

czwartek, 29 września 2016

"Chcieć mniej" Katarzyny Kędzierskiej, czyli jak zrobić pierwszy krok w stronę minimalizmu.

Nie potrzebowałam poradnika o tym, jak uporządkować szuflady, jak ograniczyć wydatki na ubrania i jak pozbyć się zbędnych kosmetyków z łazienki. Jako nastolatka zachwycałam się programem "Perfect Housewife". Po lekturze bestsellerowej "Magii sprzątania" Marie Kondo zrozumiałam, że nie da się uporządkować przestrzeni wokół siebie bez pozbycia się zbędnych przedmiotów. Od paru lat coraz bliższa jest mi filozofia minimalizmu, przezwyciężyłam zbieractwo i stałam się o wiele mniej sentymentalna. Przed przeprowadzką pozbyłam się kilku kolekcji śmieci: opakowań po herbacie, biletów z europejskich miast i wielu innych, do których wstyd się nawet przyznawać. Dałam sobie przyzwolenie na zatrzymanie pocztówek, wybierając jednak tylko te, które faktycznie mi się podobały i sprawiały mi radość.

Byłam przekonana, że o tym wszystkim będzie książka Katarzyny Kędzierskiej, autorki Simplcite – bloga, którego kojarzyłam z nazwy, ale nie śledziłam. O książce dowiedziałam się ze zdjęć na Instagramie i, zaintrygowana, zaczęłam badać sprawę. Mimo przeświadczenia, że nic nowego z tej lektury nie wyniosę, nie mogłam wygrać z ciekawością (i słabością do tego typu poradników), postanowiłam zatem  przeczytać "Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce". I bardziej odpowiednim słowem byłoby pewnie: "pochłonąć", ze względu na lekkie pióro autorki, świetną konstrukcję książki no i treść, która, przyznaję szczerze, nieco odbiegała od moich wstępnych założeń.


Spodziewałam się, że dopełnieniem dla tytułowego: "chcieć mniej" będzie najprawdopodobniej: "chcieć mniej rzeczy". Owszem, i o tym przeczytamy w książce, jednak dopiero po zapoznaniu się z rozdziałami, które bardziej sugerują, aby oczekiwać mniej, chcieć mniej od życia. Wszystko po to, aby cieszyć się bardziej z tego, co mamy, co osiągamy, aby swoją uwagę koncentrować jedynie na tym, co faktycznie daje nam szczęście. Mieć czy być – na to pytanie bardzo zgrabnie odpowiada autorka, przytaczając zarówno swoje doświadczenia, jak i przemyślenia czytelniczek bloga. 

Moi Dziadkowie często powtarzają: "Teraz to są wspaniałe czasy, tyle możliwości, taki ogromny wybór w sklepach! Za naszych czasów...". Słyszeliście to wielokrotnie, prawda? Ja jednak odnoszę wrażenie, że nasz wybór jako konsumentów jest znacznie ograniczony; wpadamy w pułapkę reklamy, dajemy się nabrać na skrupulatnie planowane strategie marketingowe. "Mamy wrażenie, że jesteśmy kotem, który poluje na fajne okazje, a tak naprawdę jesteśmy myszką i to sprzedawcy polują na zawartość naszego portfela" – ten cytat z książki (a konkretnie: myśl jednej z czytelniczek bloga Simplicite) trafnie opisuje ten mechanizm. Dopiero, gdy się od niego uwolnimy, będziemy mogli poczuć, że podejmujemy decyzje samodzielnie i żyjemy po swojemu.

Książka otwiera oczy na fakt, że minimalizm to coś więcej niż białe ściany w domu i prawie pusta szafa z ubraniami. Ba, nawet podważa tezę, że minimalista musi decydować się jedynie na proste, surowe formy i rezygnować z kolekcjonowania przedmiotów. Spodobał mi się przykład koloru ścian: owszem, minimalista może wybrać barwę różową, bo przecież to nie upodobania i posiadane przedmioty czynią nas minimalistami, a zachowania i sposób, w jaki się tymi przedmiotami otaczamy. Autorka podkreśla, jak ważne jest różnicowanie potrzeb od pragnień, wyznaczanie sobie w życiu priorytetów i inwestowanie w to, kim się jest, a nie w to, co się posiada. Minimalizm to stan umysłu, który dopiero na drugim miejscu zaczyna przejawiać się w naszym otoczeniu i stanie posiadania.


W książce na tapetę brana jest niemal każda dziedzina życia: praca, znajomi, rodzina. Rozwój osobisty, zakupy, porządki, organizacja. Wreszcie świat wirtualny, który mi osobiście najtrudniej jest uporządkować. Chociaż mój pulpit jest prawie pusty, foldery usystematyzowane, liczba polubionych stron na  facebooku ograniczona do minimum, to jednak wciąż mam tendencję do myślenia, że wolne gigabajty na dysku mogę zapełniać do woli plikami, które "może się przydadzą". Skrzynkę mailową opróżniam jedynie ze spamu, bo przecież: "póki się mieści, to po co wyrzucać?". Cieszę się, że i porządkom w jakże ważnym dla nas świecie wirtualnym zostało poświęcone sporo uwagi w książce. 

Dzięki "Chcieć mniej" nawet ja, deklarująca się jako początkująca, ale skuteczna minimalistka, złapałam się na pewnych błędnych schematach myślowych. Przykładowo: kilka tygodni temu postanowiłam, że "od teraz będę kupować tylko gładką pościel, bo jest bardziej ponadczasowa, pasuje do różnych stylów we wnętrzu i nie ma ryzyka, że mi się znudzi". To całkiem dobre założenie, ale pod warunkiem, że wcześniej zadam sobie pytanie: czy nowa pościel jest mi potrzebna? Przecież mam trzy komplety niezniszczonej, wzorzystej, którą sama sobie wybrałam, która nadal mi się podoba, i choć może trochę kłóci się z moją obecną wizją surowego wnętrza, to przecież nadal świetnie się sprawdza. Ot, prosty przykład, który ilustruje, jak łatwo jest źle interpretować założenia minimalizmu. Jeśli faktycznie dojdzie do tego, że pościel zupełnie przestanie mi się podobać (w co szczerze wątpię) lub się zniszczy – oczywiście nie ma nic złego w zakupie nowej, ale najprawdopodobniej nie nastąpi to prędko.

Szalenie podoba mi się duża liczba przypisów do każdego rozdziału – dzięki temu jako czytelnicy możemy zrozumieć, że przytoczone informacje mają odzwierciedlenie w rzeczywistości, są poparte badaniami i artykułami naukowymi. Jesteśmy mobilizowani, aby zgłębić temat. Ja zrobię to z ogromną chęcią; wydaje mi się, że po lekturze "Chcieć mniej" nawet największy zbieracz będzie zaintrygowany ideą minimalizmu i wyciągnie wnioski, które ułatwią mu życie.
Książka Katarzyny Kędzierskiej skłania do refleksji nie tylko w sytuacji, gdy nie domykają się nasze szafy i nie możemy się uporać z bałaganem. Uświadamia, dlaczego taki styl życia może być przyjemny, wreszcie – jest to zbiór bardzo praktycznych narzędzi i wskazówek, jak minimalizm stosować w praktyce. Nic dziwnego, że szybko zdobyła popularność i stała się bestsellerem. Gorąco zachęcam do lektury!

4 komentarze:

  1. Od kilkunastu tygodni zastanawiam się czy podjąć współpracę z firmą Ugryzienie pluskwy .Będę musiał sprawdzić informacje na temat tej firmy na internecie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że pod tym artykułem nie ma dużo komentarzy. To mi się naprawdę bardzo nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kumpel o tym blogu mi powiedział. Ten blog jest naprawdę bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy blog. Na ten blog na pewno powinno wejść bardzo dużo osób.

    OdpowiedzUsuń