strony

wtorek, 5 lipca 2016

Pożegnanie z Poznaniem.

Muszę to jakoś sobie poukładać, przepracować. Zakończył się fajny etap, pożegnałam się z Poznaniem. Miejscem, w którym spędziłam bardzo dobre pięć lat. Miastem, które znienawidziłam za wiecznie czerwone światła na przejściach dla pieszych, chaotyczny dworzec kolejowy i kiepskie, urywające się znienacka ścieżki rowerowe, a jednocześnie pokochałam za knajpy, za kawiarnie, za Jeżyce i za lody.

Chciałabym dzisiaj pokazać Wam mój Poznań od kuchni. Będzie to osobiste i subiektywne zestawienie, bo okazało się, że przez pięć lat odwiedzałam na okrągło te same miejsca. Dość dobrze zgłębiłam poznańską scenę kawową i w tym temacie mogłabym wypowiedzieć się szerzej, jednak w kwestii obiadowej ograniczyłam się do garstki knajp, które skradły moje serce.
Zabieram Was zatem na sentymentalny spacer, dzięki któremu może łatwiej będzie mi  rozstać się z ulubionymi falaflami, najpyszniejszą kawą, sernikami, wybitnymi lodami czy cudownym ramenem.

Jeżyce, a ściślej ulica Szamarzewskiego, to moje osobiste centrum Poznania. Właśnie to miejsce było inspiracją dla nazwy tego bloga – na ulicy Szamarzewskiego traficie na sąsiadujące ze sobą Jeżyce Kuchnia i Kwiaty i Miut.


Miałam szczęście stać się częścią tej dzielnicy akurat w okresie, gdy jak grzyby po deszczu pojawiały się kolejne ciekawe miejsca, a rozwój wielu z nich mogłam śledzić prawie codziennie. Jeśli wybieracie się do Poznania, upewnijcie się, że przeznaczycie chociaż jeden dzień na oddalenie się od centrum w stronę Jeżyc – zajrzyjcie na ulicę Żurawia (sic!, nie Żurawią) na pizzę w Sztosie, wstąpcie na kawę i sernik do Tłoka, spróbujcie drożdżówek od Kurasiaka, pokręćcie się między straganami na Rynku Jeżyckim. Zajrzyjcie do Brismanów, gdzie spotkać można Rojes, mistrzynię Polski baristów. Na Jeżycach znajdziecie też moje ulubione obiadowe miejsce, któremu należy się osobny przystanek podczas naszego spaceru.

Wypas, ul. Jackowskiego 38
Macie ochotę na wegański obiad? Zapraszam do Wypasu. Odwiedziłam to miejsce kilka tygodni po otwarciu, zamówiłam tamtejszą interpretację sabichu i zakochałam się w nim od pierwszego kęsa. Nie umiem tej miłości ubrać w słowa, ale chciałabym zapamiętać dokładnie czasy, kiedy o 7.30 rano przechodziłam koło Wypasu i nasłuchiwałam odgłosów z kuchni, a w południe wracając z zajęć czułam już zapach przypraw, będący zwiastunem czegoś przepysznego. Od tamtego czasu Wypas przeszedł kilka mniej lub bardziej drastycznych zmian (co sprawiło, że zawiązał się nawet Komitet Obrony Dania Dnia), jednak nadal jest moim numerem jeden – za cudowne, aromatyczne buliony, najlepsze falafle w mieście, pyszne desery, ale przede wszystkim ogrom serca wkładany w karmienie gości. Pamiętajcie jednak, żeby Wasz obiad zaplanować w dzień powszedni – w weekendy załoga Wypasu odpoczywa.
Doszły mnie słuchy, że Wypas planuje kolejny rozwój – przy najbliższej wizycie w Poznaniu sprawdzę, czy coś się zmieniło na Jackowskiego!

Stragan, ul. Ratajczaka 31
Po wizycie na Jeżycach nasze kroki skierujemy w stronę centrum. Zanim pierwszy raz odwiedziłam Stragan, nie mogłam się nadziwić, dlaczego Buzzfeed uznał to miejsce za jedną z 25 kawiarni, które należy odwiedzić przed śmiercią (obok klasyków takich jak Drop Coffee Roasters, Bonanza Cofee czy Stumptown Coffee Roasters) Ot, kolejna kawiarnia z biało-czarną podłogą, czarnymi lampami i skrzynkami na jabłka. Po pierwszej wizycie musiałam jednak zmienić zdanie – Stragan to faktycznie jedna z najlepszych kawiarni, jakie kiedykolwiek odwiedziłam. Oprócz idealnie zaparzonej czarnej kawy można liczyć też na przepyszne jedzenie (bajgle!), wspaniałe ciasta (tak, wiem, wywołam burzę sprzeciwu, jeśli powiem, że najlepszy sernik nowojorski w Poznaniu jest właśnie w Straganie), ale też przemiłą rozmowę z baristą lub baristką, którzy zawsze chętnie opowiadają o kawach i metodach parzenia. Stragan to jedyne miejsce, w którym miałam po prostu ochotę siedzieć i czytać czy uczyć się do egzaminu, lub zwyczajnie gapić się na przechodniów przez wielką szybę. Z tego powodu mój ulubiony stolik to ten, nad którym wisi lampa z aeropressa- z wygodnego fotela ma się bardzo dobry widok na ulicę Ratajczaka. 
Ekipa Straganu także niedawno temu ogłosiła swoje plany związane z rozwojem kawiarni, pozostaje mi tylko żałować, że nie będę mogła śledzić tego procesu na bierząco.

YetzTu, ul. Krysiewicza 6
Ramen, który serwowany jest w małej knajpce przy Krysiewicza to dzieło sztuki. Chociaż nie odwiedziłam jeszcze Japonii, myślę, że spróbowałam w YetzTu wersji wiernie oddającej smak tego dania. Bardzo doceniam, że przemiłe dziewczyny z obsługi zawsze z chęcią opowiadają o pozycjach w menu i wszystko szczegółowo objaśniają. Wypad na ramen radzę zaplanować z wyprzedzeniem nie tylko ze względu na konieczność rezerwacji stolika (niemal zawsze wszystkie miejsca są zajęte), ale też na fakt, że warto wybrać się tam z pustym brzuchem- porcja zupy jest gigantyczna.

Kolorowa, ul. 27 Grudnia 21
Na koniec czas na deser, który moim zdaniem jest już bardziej związany z Poznaniem niż rogale świętomarcińskie. Szczegółowo pisałam o Poznańskich lodziarniach tutaj, jednak po roku mogę z absolutną stanowczością stwierdzić, że Kolorowa nie ma sobie równych. Tamtejsze lody są najlepsze na świecie, porcje są największe, a załoga Kolorowej mimo ogromu pracy zawsze z uśmiechem i cierpliwością traktuje niezdecydowanych klientów. Zazwyczaj zamawiam sorbet w połączeniu z mascarpone lub snickersem, czasem też ulegam pokusie i dodatkowo proszę o płynną deserową czekoladę do wafelka. Z porcją lodów warto przespacerować się po Placu Wolności, usiąść przy fontannie i pooddychać poznańskim powietrzem, bo dla mnie to będzie chyba najsilniejsze skojarzenie z Poznaniem, jakie pozostanie mi po tych pięciu latach spędzonych w Mieście Doznań.

Tak kończy się nasz wspólny spacer po Poznaniu, ja postaram się nie rozrzewnić nad masą wspomnień, z jaką wiążą się opisane miejsca i jednocześnie gorąco Was zachęcam, żebyście jak najszybciej je odwiedzili! Smacznego, tej!

4 komentarze:

  1. Zazwyczaj nie piszę komentarzy, ale tym razem urzekło mnie Twoje spojrzenie na Poznań, bo może przez to, że jestem rodowitą poznanianką to traktuję te wszystkie miejsca z mniejszą uważnością. Jednak z każdym punktem na Twojej mapce zdecydowanie się zgadzam (oprócz YetzTu, ale pomińmy to!), szczególnie Kolorowa, która jest moim guilty pleasure i czasami się złoszczę, gdy widzę te ogromne kolejki przed (na początku powstania byłam jedną z pierwszych klientek, gdy panował jeszcze boom na Wytwórnie Lodów Tradycyjnych) ale tak naprawdę to serce się cieszy, że ich zapał i trud jest wynagradzany takim właśnie zainteresowaniem. ;)
    Gdzie Cie wywiewa? Powodzenia na nowej mapie kolejnego miasta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Trudno to nazwać wywianiem, bardziej powrotem na stare śmieci- wróciłam do rodzinnego Torunia. Chciałabym, żeby kiedyś mnie właśnie "wywiało" w jakieś odległe miejsce, każdy punkt na mapie w którym spędzi się więcej czasu to kolejne doświadczenia, nowe ulice, dobre knajpki i ciekawi ludzie... Poznań stał się już trochę "moim miastem" i będę o nim myśleć zawsze bardzo ciepło :)

      Usuń
  2. ta figurka kota jest super,podobna do tej z reklamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to maneki neko, czyli zapraszający kot, który przynosi szczęście :) bardzo popularny w Japonii.

      Usuń