Czy ktokolwiek słyszał o śliżykach? W dzieciństwie byłam przekonana, że pojawiają się w każdym domu na Święta, jak barszcz czy pierogi. Okazało się z biegiem czasu, że ta potrawa rzadko występuje na tradycyjnych polskich stołach. Jest to świąteczny przysmak kuchni kresowej, czyli moje kulinarne dziedzictwo. Nie jest to coś wybitnie pysznego- to miniaturowe, twarde chlebki z makiem, lekko słodkie, idealne do chrupania między piernikiem a makowcem. Oryginalnie serwuje się je ze słodkim mlekiem makowym- dzięki temu stają się miękkie. Ja jednak zapamiętałam je w wersji solo, jako bożonarodzeniową przekąskę i nie wyobrażam sobie bez nich Świąt.
W wersji pierwotnej, spisanej w notesie z przepisami mojej Mamy, powinno się napiec śliżyków (lub "śleżyków") z kilograma mąki. Ja jednak postanowiłam ograniczyć ich ilość- są przecież bardziej symbolem niż przysmakiem, dlatego wcale nie trzeba przygotować kilku blach, żeby ukłonić się w stronę mojej rodzinnej tradycji.
Śliżyki
- 0,5 kg mąki
- 20 g drożdży
- 1/4 kostki margaryny lub masła
- 1/4 szklanki cukru
- 1/2 szklanki suchego maku
- szczypta soli
- "Dodać wody żeby można wałkować"
- Wymieszać wszystkie składniki, zagnieść ciasto, rozwałkować na dość gruby prostokąt.
- Pokroić prostokąt na długie paski/wałeczki, następnie wałeczki pokroić na plastry o boku ok. 1 cm.
- Przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (wyjdzie kilka partii).
- Piec aż będą rumiane w temperaturze ok. 180-200 stopni.
Wesołych Świąt!
Muszę powiedzieć, że bardzo mnie zaintrygowałaś. Nigdy o śliżykach nie słyszałam, ale wydają się pyszne :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o nich słyszę :) U nas w domu tradycją był makaron z makiem na słodko :)
OdpowiedzUsuń